Suliki w podróży

środa, 22 czerwca 2016

Jerozolima Europy

Dla tych co nie wierzyli, że śpimy z takimi widokami to zdjęcie z poranka poniżej. Z tego miejsca do drogi na dole było kilkanaście tuneli, wykutych w skale na zboczu góry. Potem już tylko droga na półce skalnej wzdłuż zalewu i rzeki ( Rjeka Piva ). Cała droga w Montenegro to była jedna z najbardziej widokowych i dzikich dróg jakie przejechaliśmy.



I tak wjechaliśmy do Bośni i Hercegowiny ... Droga zmieniła typ na albański, a duży napis powitał nas w .. Rebublice Serbskiej. Pilot zrobił duże oczy ( o ile można mieć jeszcze większe ) i iPady, iPhony poszły w ruch czy, aby jesteśmy w kraju, który planowaliśmy. Wyglądało, że tak. Zagłębiliśmy się we współczesną historię i tak na prawdę to współczesna BiH jest zlepkiem trzech, a teraz to już chyba czterech kantonów. Prezydent jest w trzech osobach, a właściwie czterech. Ten czwarty z ONZ pilnuje żeby tych trzech się mogło dogadać. Religia i nacjonalizm kompletnie rozbiły ten kraj, po wojnie ciągle się jeszcze nie mogą pozbierać. Zaplanowaliśmy tu tylko Sarajewo i warto było. Mimo ciągle widocznych zniszczeń wojennych to Jerozolima Europy. Na jednym placu kościół, meczet, synagoga, cerkiew. I tą wielokulturowość czuje się na każdym kroku. Zdjęcia tego nie oddają, ale popatrzcie sami.






W tle groby tych, co polegli ...



Dziękujemy za komentarze, do zobaczenia wkrótce !

wtorek, 21 czerwca 2016

W drodze po czarnogórski sir

Park Durmitor początkowo nas nie wzruszył, szczególnie kiedy w pamięci mamy dzikie przestrzenie w Albanii. Ale jednak, kiedy wjechaliśmy na wiejską drogę Żabljak- Trsa- Plužine trochę nas zatkało. Było rano, po burzy, wichrze i deszczu wieczornym poprzedniego dnia,  słońce świeciło, w które cieżko było uwierzyć i szukaliśmy miejsca, skąd wyruszymy na górkę Prutaš. Wybraliśmy ( Ewa ) szlak prawie pionowy, bo przecież już jesteśmy zahartowani. Tylko nasze rumaki (czyt rowery) nie były zadowolone, wczoraj odbyły z nami spacer wkoło Crne Jezero głównie siedząc nam na barana, bo ani one bez nas, ani my bez nich się nie ruszamy, więc wydawało nam się, że i teraz przydadzą się. No nie przydały się, wręcz zawadzały. Mój szanowny małżonek stwierdził ( przymuszony ) , że jednak kupi mi lżejszy rower, bo musiał nosić po schodach kamiennych oba rowery, mój jest cięższy. Jak to łatwo przekonać męża:) 
A teraz kilka zdjeć z tych górek:

Zaczynamy:










Na Prutasie, ten po prawej to mój mąż.



Tu po jakiś 14km kupiliśmy lokalny sir z mleka mieszanego jak się dowiedzieliśmy ( tak, jak jest napisane powyżej tabliczek oficjalnych na pierwszym zdjęciu ). Tylko po co maszerowaliśmy 5h jak to było koło naszego miejsca parkingowego ?.


Nasz taras widokowy, tu teraz stoimy i czekamy na poranek:


Z takim widokiem:


A jutro Sarajewo.



















sobota, 18 czerwca 2016

Faleminderit Albania

Jesteśmy w Albanii już ponad tydzień i z dumą możemy powiedzieć, że już prawie wiemy jak powiedzieć dziękuję po Albańsku, wychodzi nam raz na ... 
Fajny kraj trochę jeszcze zawieszony między czasami dyktatury Hodży i współczesnymi, ale dodaje to mu tylko uroku. Kilka informacji dla zmotoryzowanych:
- muszę sprawdzić w słowniku, ale wydaje mi się, że auto po Albańsku to Merc albo jakoś tak podobnie. Do lat 90tych nie można było mieć prywatnych aut i jak tylko rynek się otworzył wszyscy pojechali do Niemiec i pytali o ,auto' po albańsku w rezultacie większość aut na drogach to Mercedesy. No może rocznikowo to do naszego rynku im jeszcze trochę brakuje, ale ... . Tak naprawdę powiedziano nam, że po odzyskaniu niepodległości to jedyne drogi jakie mieli były tak kamieniste, że tylko Mercedes typ W124 dawał sobie radę i tak już zostało.
- powyższe miało chyba też wpływ na potencjał branży paliwowej w związku z tym stacji benzynowych jest tyle jakby przy Sloneczej w Otominie było ich ze sześć albo i więcej.
- jeżdżą jak umieją, nie jestem przekonamy o konieczności posiadania prawa jazdy, ale generalnie to poza faktem zatrzymania i postoju w dowolnym miejscu ( środek ulicy, skrzyżowania, jedynego przejścia itp ) to nie jest źle, gestykulacją przez otwarte okno można sobie wszystko wyjaśnić.
- drogi to są dobre, złe lub te w południowej Albanii. Ekstremalnie przejechanie 150km zajęło nam 8 godzin. Byłoby znacznie mniej gdyby przed wjazdem do Korczy ( jedno z większych miast ) od południa ktoś nie zdemontował 10km drogi. Piesi nas wyprzedzali ... Była kasa na drogę, ale jakoś wyparowała po zdemontowaniu i tak już zostało od ponoć czterech lat.
- nasze rowery wzbudzały ,zaciekawienie' w Słowenii, tu są obiektem pożądania, dziś w Szkodrze czuliśmy sie jak w Amsterdamie. Pełen szacunek wśród kierowców dla rowerzystów.
- zapomniałem o myjniach , wszystkie auta lśnią , myjnia na każdym podwórku i placyku, jak jest ciepło, a jest, to polewają na drodze. 

Powoli zamykamy kółko w Albani. Zaliczyliśmy pierwsze górki i na pewno tu jeszcze wrócimy. Przyjechaliśmy nad piękne jezioro Szkoderskie na granicy Albanii z Montenegro. Ustawiliśmy się na platformie z widokiem na plażę i jezioro, dogadane z gospodarzem, dostaliśmy na dzień dobry pysznego melona ( miodzio ). Pedałujemy do pobliskich wiosek i Szkodry poznając uroki Albanii. Wracamy do Montenegro.









czwartek, 16 czerwca 2016

Albania jest boska

Do Albanii należy przyjechać, ale nie koniecznie na wybrzeże. Albańczycy turystykę pojmują na swój sposób i raczej Europejczykom nie spodoba się ich wizja. Pudełka z apartamentami, zabetonowane bulwary nie wyglądają zachęcająco, ale ratują je miłe restauracje, dobre jedzenie, i sympatyczni Albańczycy. Polaków jest tu sporo, najwięcej ze wszystkich zagranicznych turystów i Albańczycy nas lubią. Znają Lewandowskiego, podstawowe miasta polskie, każdy ma jakieś zdjęcie związane z Polską, a nawet polska żubrówka od polskiego motocyklisty się trafi. Natomiast w głębi lądu znaleźliśmy, to co lubimy najbardziej, dziką przyrodę, nieskomercjalizowane jeszcze atrakcje, jakich próżno szukać gdzie indziej w Europie. Mieszkamy teraz w kanionie rzeki Longarice i korzystamy z naturalnych ciepłych źródeł. Owce i kozy, wracające z pastwisk do domu dzwonią dzwoneczkami, a my siedzimy w naszym saloniku dobrze wymoczeni w korycie rzeki i patrzymy na cudne gory. 

Gorące źródełko, w którym można kąpać się na golasa ;)

Kanion Longarice

Turecki most z XVIII w:





W końcu góra dla Halinek:








Woda z góry i dołu

Żeby nie było za kolorowo, to dziś rano mieliśmy piękną, czterogodzinną burzę ( już zapomnieliśmy o takich, ściana wody z nieba! ) pomimo iż biwakowalismy na plaży droga i miejsce kamperowanie zamieniło się w rzekę i trzeba było się szybko ewakuować. Morze w wielu miejscach przybrało kolor ziemi. 



I tak djechaliśmy do końca Albanii nad morzem, więc czas na góry. Zaczynamy delikatnie od miejsca gdzie jeszcze nie tak dawno tylko dyktator Hodża miał dostęp. "Niebieskie Oko" gdzie z podziemnego źrodła ( zbadane do głębokości 50m ) rozpoczyna życie rzeka Bystrica. Można wierzyć albo nie, ale leje się tu nieustannie  8m3 wody w tonacji blue na sekundę, a dookoła jest jak w lesie tropikalnym. Cool w dosłownym tego słowa znaczeniu, stała temperatura wody 10C, trochę zimno na kąpiel, ale była jedna odważna ... z Australii, my spróbujemy następnym razem.





A potem już tylko górki, doliny i przepiękne miasteczka. Tu cywilizacja dopiero dociera, więc mamy farta. Poniżej fotki z Gjirokastry.




I tak kolejny dzień w Albanii dobiega końca, śpimy gdzieś na końcu świata na parkingu parafialnym.


wtorek, 14 czerwca 2016

Albania brzmi dumnie

Podoba nam się Albania. Ludzie są sympatyczni, zauważają nas, bo mało tu turystów zza granicy. Pozdrawiają nas po polsku, chyba dużo tu Polaków przyjeżdża nie tylko własnym autem. Kamperujemy na jeszcze dzikich plażach, ale już nie długo. Restauracji tu bez liku i owoce morza bardzo świeże przyrządzają świetnie i tanio. Właściwie kraj  - raj. Infrastruktura miejska nie jest tak perfekcyjna jak w Chorwacji, i całe szczęście. Mercedesami rzeczywiście jeżdżą, choć w niektórych wioskach bieda piszczy. Dotarliśmy na samo południe, kamperujemy obecnie w miejscowości Ksamil, położonej nad kilkoma zatoczkami z widokiem na Korfu. Jutro opuszczamy ostatecznie wybrzeże i poruszamy się powoli w kierunku północnym przez góry Albanii i Czarnogóry. 

Spacer w kierunku zatoki Gijpe

Zatoka Gijpe



Widok na kanał Vivari, wybudowany przez Wenecjan w XV wieku o długości 8 km



Aleja eukaliptusowa w archeologicznym parku Butrint
                                     
      



Bunkrolandia

Pozdrawiamy z krainy przyjaznych tubylców i 600tys bunkrów . Mieli tu takiego dyktatora - Hodża się nazywał, który stwierdził, że Albania będzie krajem ateistycznym ( 70% to muzułmanie ) i w związku z tym wyburzył meczety i kościoły ale za to zbudował prawie wszystkim mieszkańcom M1 pod ziemią z małą betonowa czapeczką. O taki jest wzór :


 Albo taki grzybek, no cóż co kraj to obyczaj ...


Generalnie jeszcze trochę miejsce zapomniane w Europie, ale szybko dogonią Hiszpanię w ilości zmarnowanego wybrzeża. Korzystamy póki możemy, dziś trasa przez morze-przełęcz-morze i biwakowanie na plaży. Tu na poziomie chmur:


A tu już relaksik nad morzem ( zdjęcie od strony plaży na prawdę ! )


Miejscowi zajmują sie produkcją hawajskich parasolek plażowych, sezon się zbliża dużymi krokami. Mają tu wszędzie piękne stare gaje oliwne.