Suliki w podróży

wtorek, 30 grudnia 2008

Munnar

Czesc to znowu ja wasz redaktor dyzurny pogryziony przez komary. Jestesmy w Munnar, to jest jakies 1600 mnp, piekna dolina pelna .. herbaty. Teraz juz wiemy co pijemy ! Ale od poczatku, po buzliwej nocy ( nie brac pokoju bez sufitu nigdy wiecej !!!!) prywatna taryfa dojechalismy do Munnar, miejscowosci w gorach gdzie ludzie zyja z herbaty ( oczywiscie przywiezionej przez Brytoli ). Mamy super apartament z widokiem na doline herbaciana, odbylismy juz pierwszy spacer po plantacji, wiemy juz prawie wszystko o uprawie, potem popatrzylismy jak rosnie kawa i jakies inne zielska ( wszystko jak chwasty ) i Ewa przeszla szybki kurs gotowania lokalnych potraw ( zapraszamy po powrocie ). Kuchnia byla bez wentylacji i po kolejnej porcji przypraw przypalanych w czyms co przypominalo garnek nad ogniskiem wszyscy uczestnicy prawie wyszli bo gadla odmowily posluszenstwa ale ogolnie fajnie. potem byla kolacja i chyba jutro bede musial dolozyc ze 2 kilometry do moich porannych zajec joggingowych bo bylo super extra, zamowilismy lokalne wino ( calkiem, calkiem ) tym razem bez gazety i nie musielismy trzymac pod stolem bo tu juz wrony zawracaja...

Jurto idziemy w gory , pozdrawiamy

poniedziałek, 29 grudnia 2008

Cochi

Dzis ja pisze wreszcie sie dorwalem. Pisze z Fortu Kochi jak nie wiecie gdzie to jest to jakies 2 godziny drogi do gory mapy ( autobusem ). Pisanie bedzie ciezkie bo klawiatura jakas nie fajna no ale do rzeczy. Autobus - a wlasciwie cos co jedzie z duza iloscia ludzi i trabi. Porady praktyczne na przyszlosc: nie siadac za kierowca bo glosno od silnika i trabienia, siadac tylko z lewej strony ale i tak zamknac oczy w czasie jazdy bo strach patrzec, okien nie ma wiec bilet na autobus z klima nie ma sensu. Uzbroic sie w cierpliwosc i kalkulowac jakies 30km do przejechania w godzine.
Fort Kochi - taki Sopot tylko nie do konca, mieszanina roznych styli bo byli tu Portugalczycy, Holendrzy i Brytole a na dodatek jest najstarsza Synagoga ( fajna ) w Indiach. Kilka sklepow ze starociami - jeden oferuje lodz wikingow ( chyba ma ze 20mb ) drugi slonia z drewna prawie naturalnej wielkosci, mozna kupic wszystko. jako ze dzis oszczedzamy na hotelu ( pokoj bez sufitu ) to jutro jedziemy taryfa do Munnaru. Koncze bo komary gryza po nogach.
To ja Pawel.

niedziela, 28 grudnia 2008

Backwaters


Noc była ciężka. Iguana biegała po tarasie i hałasowała. Koguty piały o 4 nad ranem, świerszcze cykały cały czas. A lizzardy biegały po suficie i łapały komary, obiecano nam, że nie spadają w nocy z sufitu na głowę.
Backwaters to kraina wiecznej szczęśliwości i uśmiechu. Płynęliśmy canoe po kanałach rzecznych wysadzanych palmami i drzewami mango, Na brzegach domki, przy każdym domku schodki do wody a na nich kąpiące się dzieci, piorące kobitki. Główne pytanie w naszą stronę jak się nazywasz. My również zaczęliśmy pytać o ich imiona i w ten sposob nawiązała się świetna zabawa, bo oni mają ładne imiona: Chaco, Sawrija, więcej nie pamiętam. A wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha, nie wiadomo dlaczego, bo przecież bieda straszna.
Mieszkamy u przemiłego hindusa i jego rodziny, wszyscy angole wyjeżdżają stąd ze łzami w oczach. My również jutro rano wsiadamy w rykszę i jedziemy na autobus do Kochi. A dziś płynęliśmy promem do Allepey za 7 rupii czyli za 30 gr. Znowu piękna plaża. Spotkaliśmy krakowiaka, pracującego tu. Rodak na obczyźnie to skarb, dlatego zjedliśmy razem lunch. Powrót do naszego raju znowu promem trwał trzy godziny, a że wieczorem - to ciemno i robactwo chciało nas zjeść a szczególnie Pawla. Zakutaliśmy się w ręczniki jak w sari i udało się przeżyć. Do usłyszenia bo już mam dość tego iphona.

piątek, 26 grudnia 2008

Busz

Hej, hej,

Przezylismy pociag, jechalismy nawet luksusowo - 4 osoby w przedziale. Karaluszki byly.
Teraz jestesmy w Kumarakom, niedaleko Kottayam w absolutnym buszu. Backwaters czyli kanaly rzeczne, a pomiedzy nimi przestrzen na domki, tropikalne rosliny. Mieszkamy w tzw homestay razem z iguanami, wezami, komarami i innym paskudztwem. Mieszkaja z nami ludzie z Hiszpanii, Anglii. Teraz jest swiateczna imprezka u gospodarza. Kurczak w indyjskich przyprawach, ziemniaczki, tutejsze slodkosci. Jutro wybieramy sie na przejazdzke canoe po kanalach, bedziemy obserwowac zycie mieszkancow: Poranne mycie, kapanie, pranie itp. O wlasnie jaszczurka przebiegla po scianie :), stanela, wyglada jak przyklejona do sciany zabawka. A my tu wszyscy na bosaka.
A po plywaniu - hamaczek i obserwacja dzikich ptakow (rowniez wszedobylskich gawronow) na polu ryzowym. Calkiem niezle, bo wokol tylko natura.
Siedze sobie teraz w pokoju corki gospodarza i komputer z netem jest.
Ludzie sa tu niezwykle sympatyczni, ogladaja nas jak malpy w zoo, podobnie z reszta jak my ich. Ciagle sie usmiechaja, szczerzac te swoje biale zeby. Dzieci skacza z radochy i biegaja wokol nas, sa biedni, ale bardzo pogodni.
Pozdrawiamy wszystkich i zyczymy pogody rowniez ducha, o holender zaraz mi ta jaszczurka wlezie na noge, pa!

środa, 24 grudnia 2008

Wigilia w Indiach

Dzis zdalismy egzamin na indyjskie prawo jazdy, 60 km jechalismy na skuterze pol dnia do palacu krolow i drugie pol dnia zesmy wracali. Przez wioski, miasta, mosty i rzeki. Nikt tu nie przestrzega zadnych przepisow, to my tez nie. Na koniec juz nawet bylismy na przedzie wycieczki wielu skuterow i hindusi jechali za nami i nie mogli uwierzyc, ze tak nam dobrze idzie. Wiemy dlaczego sa czarni jak murzyni, my jak wrocilismy to wygladalismy jak gornicy polscy, a po nich kurzu nie widac. Widzielismy kapanie slonia i obcinanie pazurkow. Slonie sa cudne i wszystko rozumieja: daj tylna prawa lape, daj przednia lewa, podrap sie w ucho. Kolacja przepyszna: krewetki w bananowym lisciu, swieza ryba krolewska w sosie kadai, a na zakonczenie pudding kardamonowy czyli sledz z cebula, ryba po grecku i pascha. Zamiast oplatka polecamy lekki i delikatny chlebek naan. Idziemy sie nacierac olejkami antystresowymi. Wesolych swiat, pieknych prezentow, do nastepnego razu, dobranoc. Oni tez tu sobie skladaja zyczenia: Merry Christmas.

poniedziałek, 22 grudnia 2008

Juz Kovallam

Nie tak bardzo juz, mielismy wyleciec wczoraj z Delhi o 9 rano, a udalo sie dopiero o 8 wieczorem. Wczoraj mialam ochote ich wszystkich zabic na tym lotnisku. Nie polecamy Air India!
Jestesmy na samym poludniu, juz dalej tylko ocean. Na lotnisku maja bardzo wygodna usluge tzw "prepaid taxi", Mozna bezpiecznie wziac taksowke za normalna cene.
Kafejka internetowa na koncu swiata to jest to! I nawet szybko dziala ten internet.
Dzis mamy pierwszy dzien z potezna dawka slonca i ciepla. Troche mi sie od tego kreci w glowie. Niestety nia ma po rowno!
Mamy calkiem przyjemny pokoj nad morzem, wioska bardzo kolorowa, nienapuszona, male domeczki, kolorowe lodeczki, mnostwo sklepikow, kramow, restauracji, piekna plaza, palmy kokosowe. Czujemy sie jak kolorowe rybki do zlapania przez tutejszych hindusow: moze ryksza, taxi, bizuteria, ciuchy, wycieczka. Ciagle later, later... Ale trzeba sie do tego przyzwyczaic. Mamy juz skuter, wiec niezaleznosc potrzebna do przemieszczania sie. Wieczorem ruszamy do Thiruvanthapuram. Niezla nazwa co?
Wcale nie ma tu duzo ludzi, najwiecej angoli. Podobno ten atak w Bombaju troche wyploszyl turystow.
Zostajemy tu do piatku. A w piatek pociagiem jedziemy dalej.
Na razie pozdrawiam wszystkich i zycze slonca, moge troche odstapic, ale nie za duzo :)

Tu mozna zobaczyc gdzie jestesmy
Kliknij tu
Mapke mozna pomniejszyc, gorny lewy naroznik mapy: granatowy krzyz, pionowa kreska z plusem u gory i minusem na dole, trzeba kliknac blizej minusa, mozna klikac wielokrotnie, mamo sprobuj :)

Pa, pa, E i P.

sobota, 20 grudnia 2008

Delhi.



Smog, chmury, brak slonca. Ale 20 stopni. Mielismy farta I dostalismy biznes. A to co najwazniejsze w biznesie to wygodny fotel, ktory mozna rozlozyc. Spotkanie ze znajomymi, szybki objazd starego Delhi ze wzgledu na mozliwosc ataku terrorystycznego I smaczne chinskie jedzenie, az wstyd bo przeciez to Indie. Tu rowniez mozna zobaczyc ustrojona choinke I kupic czapke mikolaia. Jutro lecimy do Trivandrum na samym poludniu, 4 godziny lotu z przerwa na Mumbai. W Trivandrum juz 30 stopni. U was teraz godzina piata ale my idziemy juz spac. Dobranoc.

wtorek, 16 grudnia 2008

Jeszcze jesteśmy w domu

Cześć!
Tu postaram się napisać coś ciekawego o naszej wycieczce. Ale to jest pierwsza próba, więc proszę o wyrozumiałość. Nie wiem też jak będzie z dostępem do netu gdzieś w dżungli.
Dostęp do bloga mają tylko wybrane osoby. Proszę, żebyście czasami dodali jakiś komentarz. Jakby ktoś jeszcze chciał poczytać to proszę o wiadomość, wyślę zaproszenie :)
A więc (nie zaczynaj zdania od więc) w piątek wyruszamy do Indii na 3 tygodnie. Jedziemy na południe, tam nie ma zamachów terrorystycznych. Będziemy przemieszczać się z
Trivandrum na samym południu do Chennai trochę na północ nad zatoką Bengalską na wschodnim wybrzeżu. W południowych Indiach mieszka wielu chrześcijan, którzy również świętują dzień 25 grudnia jako Boże Narodzenie.
Wylatujemy w piątek 19 grudnia z Gdańska przez Monachium do Delhi.
Do usłyszenia już niedługo!