Podróżowanie to ciężka praca. Z Nowej Zelandii na Bali lecieliśmy w sumie 24 godziny. Po drodze odwiedziliśmy lotnisko w Sydney i Melbourne. Wyjątkowo wygodny lot . Dotarliśmy na Bali późnym wieczorem czyli nad ranem naszego nowozelandzkiego czasu. Organizacja na lotnisku w Denpasar jest bardzo sprawna, błyskawicznie przebrnęliśmy przez punkt wizowy i imigracyjny. Na nasze australijskie „How is going” do urzędników, otrzymaliśmy tylko zdawkowe podniesienie powieki.
Taksówka z lotniska do Sanur wiozła nas 15minut, ale szukanie naszego hotelu zajęło następne 15 minut. Okazało się na szczęście, że nasz hotelik istnieje i zaczęliśmy nowe życie w azjatyckim kraju.
Na razie przyzwyczajamy się do wysokiej temperatury. Pot nam cieknie po plecach i po czołach. Obecnie jest tu pora monsunowa, ale deszcz jakoś nie pada. Ale kiedy chmury zakryją niebo, wtedy jest podobno niezwykle gorąco. Sezon turystyczny jest tu w czasie naszej wiosny i lata, wtedy chłodna bryza wieje od morza.
Odbyliśmy poranny spacerek brzegiem morza. Piękne hotele z basenami, tonące w ogrodach, otwarte na plażę królują na wybrzeżu. Restauracje, leżaki, sklepiki, łóżka do masażu, a na nich kwitną białe ciała Australijczyków, Europejczyków i Amerykanów. Wokół nich krzątają się Balijczycy z miotełkami, ręcznikami, koktajlami.
Następny szok, jaki nas tu przywitał, to ceny. Wyobrażacie sobie grillowanego, świeżutkiego tuńczyka z masłem czosnkowym, sałatką i frytkami za trzy dolary? Albo śniadanie złożone z owoców, świeżego, owocowego soku, indonezyjskiego makaronu z czymś tam i balijską kawą za 20 000 rupi czyli dwa dolary? Bo my na razie nie. Po Ameryce, Australii i Nowej Zelandii to po prostu bajka. A WiFi za dolara za 24 godziny? Teraz jesteśmy bogaci :))
Mango lassi i papaja lassi w małym, rodzinnym lokaliku smakuje tak wybornie jak w Indiach, wspomagamy tu biznes rodzinny. Omijamy hotele, one niszczą rodzinne biznesy, bo wszystko tu jest „All inclusive”, więc ludzie nie przychodzą do małych knajpek.
Mamy motor na trzy dni za 15 dolców. Możemy poszaleć.
Jest wieczór, 30 stopni, własnie zaczął padać monsun:), czeka nas jeszcze margerita za 4 dolce i deser za 2.
Tu mieszkamy teraz