Suliki w podróży

sobota, 28 marca 2015

Czas się żegnać. It is time to say Good Bye.


I tak nasza podróż dobiega końca. Zaplanowana ,8' jest zakończona, przyjechaliśmy do Santiago. Liczyliśmy, liczyliśmy i wyliczyliśmy że:

- przejechaliśmy ponad 12000km po drogach i bezdrożach Argentyny i Chile;
- zużyliśmy do tego celu około 1500 litrów oleju napędowego;
- średnia prędkość na całej trasie to 52km/h ( bezpiecznie ;) );
- przepłynęliśmy katamaranem po fiordach i lagunach około 400km;
- 9 razy zapakowałyśmy się z naszym domem na plecach na promy;
- 8 razy przekraczaliśmy granicę argentyńsko-chilijską i do tej pory nie wiemy do końca jakie są procedury. Na ostatniej zabrali nam drewnianą podkładkę pod koło;
- zatrzymaliśmy się na noc w 50 miejscach i 5 razy nie spaliśmy w camperze;
- byliśmy na 26 wyprawach w góry i przeszliśmy około 250km;
- dwa razy weszliśmy na wulkan, ale nie wybuchł; 
- najwyższym punktem, który przekroczyliśmy naszym autem była przełęcz Paso de Uspallata na wysokości 3850mnpm;
- najwyżej spaliśmy na prawie 4000mnpm; 
- temperatura wahała się od +3C do +35C, dwa dni były deszczowe, dwa pochmurne, reszta słoneczna; 
- raz złapaliśmy gumę, ale na postoju; 
- najdłuższym jednorazowym odcinkiem był przejazd przez środek Argentyny, przejechaliśmy około 650km jednego dnia. 
- wypiliśmy xx butelek wina Chilijskiego i Argentyńskiego oraz x butelek whisky ze Szkocji oraz Yerba Mate z naszym campingowym Gaucho;
- na calej trasie spotkaliśmy troje Polaków i to w środku lasu, poznaliśmy ich po czapeczce z orzełkiem; 
- zrobiliśmy 1700 fotek i umieściliśmy 23 posty na naszym blogu, który miał 3711 wyświetleń;
- na koniec spotkaliśmy na szlaku dwie Tarantule, dobrze że na koniec ! ;
- podróżowaliśmy 90 dni i było super; 

Dziękujemy wszystkim za życzliwe i motywujące komentarze. Do zobaczenia w Polsce.


wtorek, 24 marca 2015

I jeszcze raz będzie o Górkach Wysokich

Po kilku buteleczkach lokalnego wina ( Mendoza jest królestwem winogron gatunku Malbec ) i stekach z ekologicznych krów ( tu tylko takie mają, wszystkie pasą się gdzie popadnie ) postanowiliśmy wracać do Chile. Droga zapowiadała się ciekawie, bo po drodze jest park narodowy Acongaua. Ta górka jest najwyższa w obu Amerykach i ma prawie 7000mnpm. Była kiedyś lodowcem, ale część się urwała odsłaniając tą niezwykła górę . Popatrzcie sami.


Z czapeczką to nam jakoś nie wychodziło tym razem, ale popatrzcie na fragment lodowca po prawej. Jego wysokość to drobne ... 300m.


Ranger w parku jakoś nie wyraził entuzjazmu do naszej propozycji zostania na noc w obrębie parku, więc spaliśmy na starym dworcu Puente del Inca, gdzie był kiedyś hotel z ciepłymi źródłami, ale spadła na niego lawina i zawalił się w latach 80tych, został tylko nietknięty kościół. Od tego czasu ciepła woda wraz z wszelkimi minerałami leje się do rzeki koło mostu zrobionego z tychże samych minerałów. Szkoda ...


Potem już było tylko ciekawiej bo zamiast prostej drogi przez tunel na wysokości 3000m wybraliśmy drogę którą podróżowali Inkowie, Hiszpanie, Jezuici, a wtedy tuneli jeszcze nie budowano więc przełęcz była na prawie 4000m. Ta żółta pokręcona kreska to nasza trasa.


Było super, a ponieważ tego samego dnia odbywał się ,wyścig' weteranów szos, atrakcji nie brakowało. Poniżej fragment trasy z wetaranem jadącym do góry i widok trasy zjazdowej z góry. Wygląda łatwo, ale ten zjazd ma 1000m w dół, a to tylko jego widoczny fragment. 



Cały dzień w lewo, prawo, lewo ...na 1szym biegu i jesteśmy już w Chile powoli kończąc mniejszą cześć naszej ,8'. Jedziemy nad morze sprawdzić czy ciepłe a potem już do Santiago. 

piątek, 20 marca 2015

Mendoza

Cztery psy wokół mnie, i jak tu nie kochać psów, dwa białe labradory, 2 czarne kundle. Alfajorki są lubiane przez oba gatunki: ludzi i psy. Ale psy to inteligentne pasożyty, o czym ludzie nie wiedzą. Ale one wiedzą, kiedy machnąć ogonem, kiedy nadstawić mordę do głaskania, kiedy oczy mają być maślane, a kiedy już nie ma o co walczyć, wtedy czas się zmywać. 
Jesteśmy w Mendozie, ponad dwa miesiące pracowaliśmy sumiennie, żeby teraz siedzieć w cieple wieczoru na kempingu w stylu tajskim. Mendocinos czyli mieszkańcy Mendozy też uwielbiają siedzieć przed domem con copa de vino casero w dłoni i patrzeć na Andy. Choć to już nie małe, senne pueblo, a ruchliwe miasto. To co w nim najpiękniejsze, to drzewa, potężne platany, jacarandy, sycamore trees, posadzone od XVI wieku przez hiszpańskich pionierów i cierpliwie podlewane, bo Mendoza otrzymuje deszcz z nieba przez pięć dni w roku. Drzewa tworzą olbrzymie tunele nad alejami, a wzdłuż ulic płyną potoki wody potężnymi kanałami.
 Granicę przekroczyliśmy pomiędzy chilijskim San Clemente, a argentyńskim Malargue na przełęczy paso El Pehuenche, na wysokości 2500 mnpm. Przez 2 dni jechaliśmy jedną z najpiękniejszych, górskich dróg, wcale nie opisanych w przewodniku, pierwszą noc spędziliśmy w aromatycznym lesie eukaliptusowym, zastanawiając się, czy przypadkiem nie wylądowaliśmy w Australii, drugą noc nad laguną del Maule, której zdjęcia można zobaczyć w poprzednim poście. Kosmiczne piękno owej laguny zainspirowało nas do ukręcenia ekologicznego kogla - mogla na brązowym cukrze z trzciny i wiejskich chilijskich żóltkach. Jutro zwiedzamy ogrody różane i jedziemy w kierunku kolejnej andyjskiej przełęczy na wysokości 4600 mnpm. A może odwiedzimy jakąś winiarnię, a może jeszcze ciepłe termy? Plany rodzą się teraz po drodze.

Koziołek żegna.





środa, 18 marca 2015

Back to Villarrica

So around 10.000km is behind us and we are back at Villarrica. The bigger part of planned ,8' is completed. We parked at the lake bank ( look at at the sand color ) close to vulcan and patiently waited for eruption whole night .. nothing had happened, but as you can see from the picture the top of Villarrica is black not white now.


Villarirca also tried to impress us with the UFO style hat, but something went wrong.


We fully deserved for a little bit of relax, so we decided to visit Termas Geometricas. Again 20km on gravel and ... unbelievable place . You can imagine the following: middle of the forest, small canyon with the cold stream on the bottom , hot springs going from the canyon walls, green leafs and 20 geometrical pools with hot water from 37C to 45C. We just couldn't refuse...






Unfortunately we couldn't stay here forever, as it is time for Argentina again. Best regards for all readers from the border located at 2500m. We campered here for one night only, but we could stay here forever as well. 


You can believe or not, but we really parked here.


And one more, it is cosmos on the earth isn't ?


We are on the way to Mendoza now, so boring pampa and wind again. 

sobota, 14 marca 2015

A teraz odcinek o gotowaniu i wulkanie

Jak pogoda w kratkę ( dwa dni dla ścisłości ), to trzeba coś specjalnego upichcić. Czujemy się już prawie Chilijczykami, więc dziś obiad po lokalnemu. Niezbędne składniki: muszle (różne), kawałki ryby (różne), mięso (różne), kiełbaski i parówki (różne), marchewka, ziemniaczki, przyprawy i wszystko inne co znajdziemy w lodówce i spiżarni . Akcesoria kuchenne: patelnia o średnicy 60cm minimum, ognisko, kij do mieszania. No i zaczynamy, po około 30min danie jest gotowe.


Życzymy wszystkim smacznego ! 

Poniżej widać, jak nie należy rozpalać ogniska, bo może przyjść leśniczy, tego się jeszcze uczymy. Pomimo, że jesteśmy daleko od ludzi, Ewa znalazła psy ( chyba 6 ) i dlatego nasze gotowanie będzie się cieszyło dużą popularnością ! 



Słynna Ruta 7 zakończona, przyjechaliśmy do Puerto Montt, zaglądając po drodze do parku, gdzie rosną drzewa Alerce Andino. Rosną prawdopodobnie najwolniej na świecie - około 1cm obwodu na 15-20... lat. Po 2 godzinach marszu przez deszczowy las dotarliśmy do drzewka, które ma prawdopodobnie 3-4tys lat. Trudno mu było zrobić zdjęcie ale jakoś się udało.




W drodze na północ nie mogliśmy zatrzymać się i wejść ( chociaż trochę ) na wulkan Osorno (2700 m). Z daleka prezentował się super jak na zdjęciu poniżej :


Ale niespodzianka była dopiero rano. To nie jest Photoshop, czapka czy też pokrywka była ,aktywna' przez jakieś dwie godziny, zmieniając kształty i rozmiary. Można było się gapić bez końca. To chyba UFO wyładowało. 






Z drugiej strony wulkanu mamy jezioro Todos Los Santos, gdzie kamperujemy na zboczu wulkanu z pięknymi widokami, tylko piasek wszędzie czarny,...


I jeszcze specjalnie dla mojego Taty kościółek z wyspy Achao, zbudowany przez Jezuitów. Na wyspie (ach) jest ich kilkanaście.


niedziela, 8 marca 2015

Dziś będzie głownie o deszczu

Dobrze, że wczoraj zdecydowaliśmy się na kabankę w Chaitén. Gdyby nie silny wiatr, nawet byśmy się wyspali. Dziś rano wyruszyliśmy w kierunku przystani promowej w Caleta Gonzalo. Czekamy tu już dwie godziny, siedząc w samochodzie, a tu deszcz porządny moczy ten las deszczowy. Chyba jednak mamy spore opóźnienie. Koliberkom deszcz nie przeszkadza, są pewno głodne, przecież to już po 12 w południe. Przyszło przejaśnienie, ale właśnie się skończyło. Pospaliśmy, poczytaliśmy, zjedliśmy kanapki, słuchamy ładnej muzyki. Wyjście z samochodu do pobliskiej cafe spowoduje przemoczenie do suchej nitki, no to zobaczymy, jak długo wytrzymamy.


Deszcz przestał padać, wróciło słońce, pojawili się ludzie, widać góry, wodospady, ptaki i las.
Przypłynął prom. Wystarczyło pół dnia cierpliwości :)


Jeszcze tylko trzy razy prom pomiędzy rożnymi caletami i jestesmy ponownie w cywilizacji, ale po zmroku, co nie wróży dobrze na znalezienie noclegu. Po 10 wieczorem zatrzymujemy się w hosterii powyżej Caleta La Arena, gdzie dostajemy cabankę, a właściciel rozanielony, że przyjechali goście z Polonii, skąd pochodzi Papa i Emil Zatopek, he, he.
Rano budzą nas krowy na ganku, koty na stoliku za oknem i trzy psy pod drzwiami.
Obecnie jesteśmy na wyspie Chiloe, w ciekawym miasteczku Ancud i przesyłamy z niego kolejną galerię sympatycznych bestii, które są tutaj głaskane przeważnie po pyskach i jakoś nikomu nie przeszkadza, że pozwalają sobie zajmować tyle samo miejsca w przestrzeni publicznej, co ludzie, a nawet czasami więcej:






sobota, 7 marca 2015

Dziś będzie głównie o chmurach

Jeśli czytelnicy myślą, że my tu tylko luzik na słoneczku i przy niebieskim niebie jak na załączonym poniżej obrazku z doliny Futaleulfú ( tak tam na szczycie to Ewa ), to wyprowadzamy z błędu, były już dwa deszczowe i zachmurzone dni.


W Parku Queulat  jak widać woda w wodospadach pochodzi z chmur, a nie z lodowców, jak piszą w przewodnikach. Pięknie czyż nie ?


I jeszcze jeden dowód 


Potem pojechaliśmy do doliny Futaleulfú, ale tam było słonecznie, tylko trochę chmurek przy powrocie do głównej trasy Ruta 7 ( nie koniecznie oznacza to drogę asfaltową ). Poniżej jeziorko, co ma 30 km długości ....



Jesteśmy w Chaiten, miejscowości zasypanej przez wulkan w 2008 roku, oczywiście weszliśmy na ten wulkan ( ciagle dymi ), pogoda była odpowiednia do atmosfery tego miejsca, gdzie ciągle jeszcze widać skutki kataklizmu z przed kilku lat. W dwie godzinki tam i  z powrotem machnęliśmy przewyższenie 600 metrów, dostarczając wody miejscowej młodzieży na szczycie, mając nadzieję, że naszym dzieciom też ktoś odpowiedzialny czasem pomaga, na przykład w dżungli filipińskiej. Ale zaczęliśmy dzień od ,lunchu' w lokalu, należącym do dwóch starszych Pań, gotujących dla miejscowych i był to najlepszy obiad poza naszym domem na kółkach jak do tej pory. rybka Merluza a la fritta  z puree ziemniaczym i Palena Marina ( taka zupa z owoców morza ). Zastanawiamy się, czy tu nie zostać na dłużej....





Jutro płyniemy promami, bo główna droga przez Chile urywa się w trzech miejscach , a poza tym pada  deszcz dzięki któremu las jest tu prawdziwie deszczowy, choć chłodny wcale nie taki jak w północnej Australii.

poniedziałek, 2 marca 2015

Iceland

So as you could recognize from the previous post, we stayed a few of days with local Gaucho in the middle of ..., but we have learnt a lot of usefull things about the local people and we can prepaire and serve good Yerba Mate now ( all of you are invited on our return ).


The weather was fantastic, so we decided to visit San Rafael National Park by boat. Park is located around 200km from Puerto Chacabuco and the only way to get there is via fiords ( 5h by catamaran one way, the start point is a star market P. Chacabuco, Park is located at the star between blue and white down left )


 As you can see from the pictures it is amazing place. A huge glacier ( 1500 wide, 70m high ) ends his life in the blue laguna, full of ice mountains.


If you think that it looks small, try to find our ponton below 


Just have a look at the ice beauty 



We also tested whisky on the rocks, as you may imagine ice was taken from the glacier and it is completely different from what we can get at home. It is like crystal, absolutely clean, very hard and cold. We can fully recommend for a daily use.