Suliki w podróży

czwartek, 8 stycznia 2009

Żegnajcie Indie

Tato, ale my nie chcemy odwilzy! Zalatw juz lepiej snieg, jak nie moze byc cieplo.

Nasza wycieczka zbliza sie do konca. Jutro wieczorem wsiadamy w jeden samolot, potem w drugi i w trzeci. Ale w domu tez fajnie.
Dzis dzien nam sie zaczal od godzinnego czekania na sniadanie, ale juz nauczylismy sie tu nie denerwowac, tu tak po prostu jest, ze nikt sie nie spieszy i spokoj tych ludzi dziala na wscieklych europejczykow jak balsam.
Odwiedzilismy dzis francuskie miasteczko Pondicherry. Zupelnie inaczej zaprojektowane i jeszcze nie zniszczone przez hindusow. Bylismy rowniez w Auroville, tu mozna troche o nim poczytac
Kupilismy pyszne indyjskie ciasteczka, slodkie jak ulepek, ale juz niewiele czasu nam zostalo, wiec mozemy sobie troche poszalec.
Do zobaczenia w Polsce, zyczymy slonca. Pawel i Ewa.

środa, 7 stycznia 2009

Mamallapuram


Halinko, te komary nie sa tu najgorsze, ugryzie to cos, poszczypie kilka minut i przechodzi. Bardzo dziwne komary. A dzis spalismy pod moskitiera.
Mamo! Chetnie przyjedziemy na kaczusie, odmiana sie przyda. Polskie jedzenie tez jest pyszne, a szczegolnie jesli jest tak niska temperatura. Strach mnie ogarnia, jak pomysle o tej zmianie juz niedlugo.

Wczoraj przyjechalismy z Madurai pociagiem do Mamallapuram. Pociag byl dosc mlody z 2002 roku, ale nie moglismy sie nadziwic, ze moze tak wygladac. Byla to typowo indyjska przedpotopowa sklejanka nie majaca nic wspolnego z nowoczesnym pociagiem w Polsce :) Poniewaz jechalismy w nocy, to mielismy wagon sypialny. I nawet pospalismy, bo hindusi w nocy w wagonie sypialnym poruszaja sie jak duchy, nie halasuja i nie pala swiatla.
Teraz jestesmy w malym znanym indyjskim miasteczku 50 km na poludnie od Chennai na wybrzezu zatoki Bengalskiej.

Mamallapuram jest niezwykle, szczegolnie gdy przyjedzie sie tu z dusznego i glosnego miasta. Atmosfere nadaja rybacy na plazy, porzadkujacy sieci, krowy odpoczywajace razem z cieletami, psy ganiajace za ptakami - plazowa sielanka. A na ulicach kramy z indyjskimi wyrobami, restauracje i warsztaciki przydrozne, gdzie rzemieslnicy rzezbia piekne postacie z kamienia. Wlasnie kupilismy wczoraj tanczacego Kryszne, niezwykle lekkiego (specjalnie pod turystow, bo wszyscy sie skarza, ze kamien jest ciezki). Stanie obok naszego drewnianego ganysz ( tego slonia) na kominku.
Poniewaz dzis (czego Pawel w ogole sie nie spodziewal, pada deszcz, ale jest cieplutko, dlatego mam troche wiecej czasu na pisanie. Pawel biegal dzis na plazy (robi juz chyba z 10 km) i znalazl piekna duza muszle. Kiedy szedl z nia ulica, hindusi chcieli ja kupic za 100 rupii a nawet za 200. Nawet sprawdzali czy jest w niej perla, ale nie bylo. Dzis zamierzamy zwiedzic tutejsze znane swiatynie.
Och wlasnie przed chwila padlo polaczenie i myslalam , ze stracilam wszystko co napisalam. A padlo, poniewaz nie krecil sie wentylator. Teraz juz siedzimy pod krecacym sie maksymalnie wiatrakiem, wszystko, zeby komputery mialy dobrze. W kazdym razie, nie stracilam, bo wczesniej zapisalam.
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie i do zobaczenia juz nie dlugo w kraju, moze uda nam sie przywiezc troche slonca:)

niedziela, 4 stycznia 2009

Madurai


Wczoraj polowalismy na slonie, caly dzien jezdzilismy jeepami lub chodzilismy tropem slonia, tym tropem byly glownie kupy sloniowe. Coraz swiezsze, ale jednak tylko kupy. Udalo nam sie jednak uslyszec slonia lamiacego i wsuwajacego bambusy po drugiej stronie jeziora.
Teraz juz Madurai i ponowna kleska - wszystkie swiatynie sa zasloniete lisciami palmowymi a jest ich chyba z 5. Remont trwa od 18-stu miesiecy. I potrwa jeszcze do kwietnia. Za to udala nam sie dzis kolacja - jedlismy rekami z lisci bananowych ktore zastepowaly talerze. Dobrze, ze dali nam wode, bo inaczej bysmy sploneli.
Jutro jeszcze krecimy sie po Madurai, wejdziemy do tych zaslonietych swiatyn a wieczorem jedziemy pociagiem na wschodnie wybrzeze do Mamallampuram. Dziewczyny z Danii wlasnie nam powiedzialy ze w Kanchipuram swiatynie rowniez sa zasloniete, dobrze porozmawiac z innymi turystami, bo przynajmniej tam nie pojedziemy.
Do uslyszenia.

piątek, 2 stycznia 2009

Jestesmy w Kumily


Dzis szczesliwie dojechalismy do rezerwatu tygrysow Peryiar. Jest ich 35 na powierzchni 770 tys. km 2. Dlatego pojdziemy do Zoo w Oliwie. Ale za to sa slonie, dzis nawet jednego karmilismy, mylismy mu uszy i nozki. Dal nam lapke. Byl bardzo grzeczny a nazywa sie Bina. Byla tak mila, ze nawet zaliczylam (oczywiscie ja Ewa) trzykrrrotny prysznic, siedzac jej na grzbiecie. Mokra bylam cala, wlacznie z wlosami, spodnica i bluzka. Dobrze, ze bylo cieplo, bo wracalismy tuk tukiem ( dla niewtajemniczonych to 3 kolowy pojazd silnikowy najpopularniejszy srodek transportu w Indiach - pelna klima )
Usilujemy nawiazac kontakty handlowe, ale jakos ceny nam nie pasuja, wiec strasznie grymasimy w kazdym sklepie i nic nie kupujemy.
Jechalismy dzis przez plantacje herbaty i kardamonu. Zbior herbaty jest reczny , 20 kilo na glowe ( doslownie )w worku ! Herbate zbieraja kobiety, przewiazane w pasie workami jutowymi.
Na obiad dzis zaliczylismy pizze po hindusku - krotka przerwa od very spicy.
Musimy juz isc spac, bo jutro mamy safari i wstajemy o 5. rano.
Dobranoc.

czwartek, 1 stycznia 2009

Munnar jeszcze.

Bardzo dziekujemy za zyczenia noworoczne. Mam nadzieje, ze wszyscy dobrze sie bawili. I strzelanie bylo bezpieczne.
My mielismy super kolacje w towarzystwie interkontynentalnym: podroznicy z Nowej Zelandii, rowerzysci z Nowego Jorku, no i oczywiscie angole, ktorych tu pelno na kazdym kroku: i tych podrozujacych samotnie i tych zorganizowanych.
Kolacja byla niezwykle uroczysta wlacznie z krabami i krewetkami, szkoda tylko ze jedyny deser to byly lody. Zaczelo sie juz o 7.30 wieczorem, wiec myslalam, ze chca nas nakarmic i sie urwac, ale okazalo sie, ze przygotowali ognisko, huczne fajerwerki i zostali z nami do konca, a nawet dluzej, bo nasze towarzystwo zaczelo sie urywac przed polnoca. Dzis pokonalismy kolejna gorke w poszukiwaniu sloni, ale znalezlismy tylko sloniowe duze kupy. Teraz juz bedziemy wypoczywac, a jutro znowu taksowka, bo sa bardzo tanie do rezerwatu przyrody Periar.
Ps. Ci ludzie tu sa po prostu niesamowici, istnieje jakas wzajemna wspolpraca pomiedzy turystami a hindusami, jakiej nie widzialam nigdzie wiecej, kieruja nami, pomagajac na kazdym kroku. A dzis to glownie zyczenia Happy New Year!

Tu bedziemy jutro, kliknij