Suliki w podróży

poniedziałek, 30 listopada 2009

Kickboxing and Gold Rush

We spent couple of days in the local mountains called Grampians. Honestly it’s more like hills than mountains , but for locals everything higher than grass is called mountains. Halls Gap – nice village in the valley and land of the wild life especially kangaroos. We saw amazing kangaroo kickboxing tournament at the camp early in the morning. We had unique opportunity to be sited in the first row actually even more - we could watch it from our bed via rear car window. Two big ( human size ) males stood on the toes and using their short front legs tried to knock partner’s tooth out. They also kicked opponent using two legs at the same time being supported when ‘on air’ by own tail. You can believe or not but it was real 30 minutes of the local kickboxing . It’s time for a short Gold Fever trip as we are in Victoria where majority of Australian gold has been found. We visited couple of cities like Bendigo, Castelmine, Molden and finally landed in Ballarat – capitol of Gold Rush. Can you imagine that in couple of months since they discovered gold in 1851 tens of thousands of hopefuls from Australia, China, Europe and USA arrived to Ballarat ? Within a decade Australia’s population had trebled. Today we visited Soveregin Hill, the living museum recreating the early days of the city and tried to find some gold in the creek to be rich and famous, but … I have to go to the Gold Shop and buy something instead !
Photos, Bendigo, Ballarat

Emma, is your family involved in all these big steam machines ( still working )here at all ?

Bendigo i Ballarat

Jesteśmy w Bendigo. Piękne miasto w południowym stanie Victoria. Architektura wiktoriańska, przepiękne budynki w tym stylu zdobią miasto to tu, to tam. Do tego zielone, stare parki z tropikalną roślinnością i stawami i oczywiście różne ciekawe ptaszki. Dziś byłam u fryzjera, grzywkę mam obciętą do połowy czoła, chyba pani była bardzo zestresowana, że strzyże klientkę z Europy, Mikołaj pozdrów panią Irenkę. Wstąpiliśmy do indyjskiej tawerny, żeby przypomnieć sobie smaki orientu. Szkoda, że nie mamy Indii w planie. Po Australii, to byłoby to. Pada ciepły deszczyk, pachnie wokół świeżo zmoczoną ziemią, wiatr kołysze naszym vanem, idziemy spać, a jutro znowu uciekamy przed deszczem, ta nasza podróż to ciągła ucieczka albo przed upałem, albo przed deszczem.
Ballarat podobnie jak Bendigo powstało dzięki gorączce złota w XIX wieku. Na wieść o złocie w okolicach Ballaratu w 1851 roku, do Wiktorii zaczęli zjeżdżać wszyscy żądni szczęścia z Australii, Chin a nawet z Kalifornii, gdzie złoto się już skończyło. Chińczycy płynęli dwa miesiące na statkach do Melbourne, a potem dwa tygodnie szli do miejsca swego przeznaczenia, każdy w nadziei na własny samorodek złota. Powstały miasta, gdzie najważniejsze były hotele, banki, urzędy pocztowe i puby. Gorączka złota trwała kilkadziesiąt lat, a teraz pozostały wspomnienia, piękna wiktoriańska architektura i bardzo ciekawe muzeum jako części miasta z tamtych czasów. Po ulicach muzeum krążą dyliżanse, podejrzani osobnicy z łopatami i taczkami, mieszkańcy Ballaratu sprzed prawie dwustu lat. Trwa praca w kopalni, produkcja kół do powozów, czynne są bary i sklepy . A w muzeum mają – „nuggets” czyli samorodki złota wielkości od naparstka do dużej cegły i to prawdziwe ! Wygląda to niesamowicie, od małych niekształtnych „kamyczków” do wielkich brył o kosmicznych kształtach, część z nich była znaleziona całkiem niedawno. Mimo że kopalnie są już zamknięte można ciągle tu spotkać poszukiwaczy z elektronicznymi detektorami metalu. Chyba kupimy taki jeden i będziemy bogaci wkrótce….
Zdjęcia

czwartek, 26 listopada 2009

Morze i kickboxing w górach

Po sennym Robe przyszedł czas na senne Portland ponoć najstarszy port w Viktori z 200-oma starymi budynkami ( mamy starsze w Otominie ) oraz kinem, w którym grają tylko jeden film przez tydzień i prawie tak by było, gdyby nie poranna wycieczka(i). Zaczęliśmy od kolonii Gannetów, są to duże ptaki z żółtymi głowami które generalnie żyją na wyspach, ale jakoś sobie upodobały ląd koło Portland i mogliśmy podziwiać kolonię około 6000 par ptaków, żyjących pomiędzy lądem a nieodległą wyspą. Są to znakomici lotnicy robiący po kilka tysięcy kilometrów (wycieczki na Mauritius ) i wracający do swojej kolonii po 3-4 latach. Ponoć jest to jedyna lądowa kolonia tych ptaków. Potem było już tylko lepiej. Półwysep Bridgewater z kilkukilometrową plażą z jednej strony i klifami z drugiej. Pośrodku po kilkukilometrowym spacerze kolonia słoni morskich na skalnych półkach koło grot, w których mieszkają. Ogólnie było cool. Wieczorem góry (no może wzgórza ) – Grampiansy. Dla miejscowych wszystko co wystaje ponad trawę to już góry więc i my się przystosowaliśmy. Gościmy w lokalnym Zakopanem (takim sprzed 70 lat ) , chodzimy w góry, a dziś nad ranem podziwialiśmy z okien naszego domu walkę kangurów…. Można wierzyć albo nie, ale jest to jak kickboxing w najlepszym wydaniu. Dwa duże samce stoją prawie pionowo na palcach, tłuką się tymi małymi przednimi łapkami, głowy mają odchylone do tyłu, żeby nie stracić zębów i od czasu do czasu kopią się nogami. Kopnięcie jest wyprowadzone obiema nogami ( chyba nie mogą jedną ) i w tym czasie stoją na … ogonie ! Niesamowite! I tak przez około 30 minut , niestety było za ciemno, aby zrobić zdjęcia, leżeliśmy w łóżku i podziwialiśmy przez okno (tylne ) ! Jutro jedziemy dalej, ale jeszcze nie wiemy gdzie, na razie rozpaliliśmy ognisko (prawie jak kominek u nas domu ) i myślimy o wszystkich ciepło .
PS. Wszędzie latają białe papugi i robią masę hałasu, że myśli ciężko zebrać, chyba powinniśmy już przestać testować lokalne wino…. Kończymy, bo przyjechała policja.
Naprawdę musimy kończyć, bo wszystkie białe papugi z Australii odlatują do ciepłych krajów. Może ktoś sprawdzić, czy one rzeczywiście lecą do ciepłych krajów?
Zdjęcia

sobota, 21 listopada 2009

South Australia, Adelaide & around

Adelaide - city like all ‘big’ cities, nothing special just a lot of parks around downtown. As expected temperature was ‘only’ around 30C so we could walk and visit couple of recommended places ( like Mc… of course ). On our way to Victor Harbour we visited The Wild Life Sanctuary ( kind of the ZOO just visitors entering the wild life territory ) so Ewa could feed kangaroos and all the strangers living there , interesting experience. Victor Harbour - lovely place with the Granite Island connected via 150 years old and 650m long jetty with the main land. The old horse tram still works delivering tourists to the island ( 5$ one way ) , but we walked of course ! We also had night session with penguins living at the island – something like 156 , the smallest penguins ( Little Blue Penguins) arrived from the sea at dusk to feed young fellows ( chicks ) waiting in the small caves . We spent the hottest day ( as per photo in the polish post below ) in a small town called Mannum where all Murray’s pedalstreamers have been born . It was so hot that we don’t remember too much as we spent almost all day and night at the camping showers. At Robe now, it’s 20C today uffff !

Australia Południowa cd

Półwysep Fleurieu to bardzo nastrojowa kraina, teren dużo bardziej urozmaicony, roślinność bujniejsza niż na Yorkie. Zatrzymaliśmy się w sympatycznej miejscowości Victor Harbour znowu w ramach ucieczki przed upałem z Adelajdy. Była całodzienna wycieczka rowerowa wzdłuż morza, było polowanie na najmniejsze pingwiny na świecie, był spacer na granitową wyspę po starym pomoście, po którym obecnie stary wagon, ciągnięty przez konia wozi turystów.
Trzeba przyznać, że pogodę synoptycy zapowiadają tu niezawodnie z tygodniowym wyprzedzeniem. Miało być wczoraj ponad 40 stopni Celsjusza i było. Ale ponieważ w nocy miało się ochłodzić, to zdecydowaliśmy się pożegnać Murray River w Mannum daleko od ożywczego oceanu. Wczorajszy dzień wyglądał następująco: śniadanie w porannym upale, jazda w klimatyzowanym samochodzie, kąpiel w oceanie po niezwykle szybkiej przebieżce przez rozgrzany piasek, jazda w klimatyzowanym samochodzie, dwie godziny w miejskim basenie w Murray Bridge z czapkami na głowie i w okularach, kawa w klimatyzowanym Mc Donaldzie, zakupy w klimatyzowanym supersamie, prysznic w ciepłej wodzie z kranu oznaczonego na niebiesko, wycieczka nad rzekę w towarzystwie wiatru z rozgrzanego piekarnika, zimne piwo w barze, gdzie właściciel hotelu i baru postawił nam kolejne piwo, informując, że teraz jest właśnie „fucking hot” i wtedy było nam już wszystko jedno, kolejny prysznic w ciepłej wodzie na kampingu, kilka współczujących spojrzeń w kierunku ciężko dyszących ptaków, drepczących z otwartymi dziobami. Zasnęliśmy o czwartej nad ranem, kiedy spadł deszcz i przyszło to zapowiadane oziębienie. A wtedy powietrze smakowało nam jak zimna margerita w San Diego.
Jakby kto nie wierzył.
Dziś natomiast chmurki na niebie, nie wychodź słońce, nie wychodź, niewiele ponad 20 stopni i znowu jesteśmy nad morzem w sennym Robe.
Zdjęcia, Fleurrieu

poniedziałek, 16 listopada 2009

Yorke Peninsula polish/ english

Wygląda na to, że Alice Springs w sercu Australii nam się nie uda. Przyszły niespodziewane upały, które wygoniły nas znowu nad morze. W Broken Hill i w Port Augusta było tak gorąco, że zimna woda w kranach była ciepła, nasz samochód się nie ochłodził, więc spaliśmy na podgrzewanej kanapie, chodziliśmy po podgrzewanej podłodze przy 40 stopniach w cieniu. Zmieniliśmy plany. Zachód słońca nad oceanem, świeża, chłodna bryza przywróciła nas do życia. Port Victoria, Marion Bay, Port Vincent i wiele innych miasteczek to senne, leniwe osady na półwyspie Yorke. Obecnie półwysep tonie w słońcu i niespodziewanym o tej porze cieple. Ale widać, że lato jest tu długie i upalne. Teraz na wiosnę odbywają się żniwa. Cały półwysep jest złoty od krótkich kłosów zboża. Rdzenna roślinność pozostała jedynie w położonym na cyplu parku narodowym Innes. Są to słonowodne jeziora, nadmorskie krzewy, trzymające się blisko ziemi i karłowate eukaliptusy, a między nimy wesołe strusie Emu i kangury. Surowe wapienne klify, stare latarnie morskie, to kraina opuszczona przez ludzi, chociaż w przewodnikach zapewniają, że półwysep jest tłumnie odwiedzany przez turystów. A my czekamy na chłodniejsze powietrze znad lądu, bo prognozy pogody zapewniają, że w poniedziałek na dwa dni przyjdzie ochłodzenie w Adelajdzie.

Kilka zdjęć

As mentioned earlier unexpected early summer here has forced us to modify our plans a little. I had to cancel my hair cut appointment ( first one since we left Poland )at Alice Springs as I didn’t want to end up as below:
So we are at Yorke Peninsula now. Generally it’s still hot, but the sea breeze helps to survive. We stayed at couple of small, nice places like: Port Victoria - the 4th largest harbour in the SA in the past, today … I think having two kayaks they will call me Sir !; Marion Bay with its 100 years old wrecks on the beach; Port Vincent where everybody walking in the water ( hours ) and catch the blue crabs for a dinner ( please let me know if you need more details how to catch it ). Generally sleepy part even all books say that it’s a holiday capital of South Australia – somehow we cannot imagine it.
We have just arrived to Adelaide hoping to see something in the city as it should be colder on Monday - around 30C instead of 40C

środa, 11 listopada 2009

Broken Hill (polish/ english)

Czy my musimy ciągle coś nowego zwiedzać? U nas zaatakowało lato niespodziewanie ( jest wiosna ) i mamy +40C albo i więcej, dzień zaczyna się od basenu, potem klima w 'camp kitchen' , potem basen a wieczorem możemy usiąść na świeżym powietrzu. A teraz jesteśmy w Mc Caffe jest super ( chyba +22 w środku ) i chyba zostaniemy tu na dłużej. Broken Hill jest największą na świecie dziurą ze srebrem. Jest chyba ,ale okna Mc nie wychodzą na dobrą stronę aby wszystko zobaczyć. Uciekamy nad morze gdzie też jest 40C ale może jakaś bryza .....
Australijczycy to ludzie biali jak śnieg, wiekszość to potomkowie Anglików. Ukrywają się przed słońcem jak mogą, a tu światło wali z nieba od wczesnego rana do późnego wieczora, cienia nie ma. Jak powiedział nasz kolega z Sydney, wiyta u lekarza zaczyna się tu od oglądania całego ciała w celu wykrycia raka skóry. Cieszmy się, że mieszkamy w Polsce i czasem możemy wyskoczyć do ciepłego kraju. Australia to kraj dla ludzi o ciemnej karnacji.
Jesteśmy na pustynii, w prawdziwym outbacku, od początku roku spadło tu 5 cm deszczu. A jednak żyją tu strusie Emu, barany, kozy, ptaki, kangury. Skąd one czerpią wodę, na razie tego nie wiemy.

Stacja benzynowa w outbacku

Struś pędziwiatr

For our English speaking friends. After couple of days travelling close to the longest ( 2700km long ) river in Aussie called Murray , trip on the real 100 years old peddalstreamer ( with real working stream engine made in Great Britain circa 1912 ) in Mildura we have just arrived to Broken Hill - worldwide capital of silver. Nice small city in the middle of desert , but we can not explore it more due to the high temperature ( basically sightseeing sitting at Mc Caffe as they have air condition and panoramic windows ). As you remember: rain - shopping as it's wet, too hot: shopping again as all shopping centres are air conditioned ! We have unexpected summer attack here ( temperature is around 40C or more ) so we have to adopt our plans accordingly and return to the coast to get some fresh sea breeze - hopefully. Tiger Woods has just arrived to Melbourne, but I don't think that he will stay at the same camping as we.... maybe next time.

niedziela, 8 listopada 2009

Echuca i Mildura

Jest godzina 19 i 36 stopni. Przyzwyczailiśmy się już do wysokich temperatur. Gdy popatrzę na te 3 stopnie w Gdańsku, to wolę te 36. Jest rzeka Murray, jest kemping pod eukaliptusami nad rzeką, jest basen z zimną wodą, są kaczki, papuszki, jest dobre wino, czego więcej trzeba?
Po drodze do Broken Hill zatrzymaliśmy się w Mildura, w centrum winiarskim, oliwkowym, cytrusowym, migdałowym.
Takie 150-letnie statki pływają po Murray

Wykąpałam się w Murray, w Gangesie też się kiedyś wykąpię

sobota, 7 listopada 2009

Przez granicę NSW z Victorią

Nasza droga prowadzi w kierunku rzeki Murray - rzeka bardzo ważna gospodarczo, historycznie i turystycznie, największa na kontynencie i jedyna żeglowna, ma 1883 km od źródeł do ujścia. Z Cowra jechaliśmy przez Cootamundrę, Narraderę, Deniliquin. I tak dotarliśmy do Echuca. W Cowra odwiedziliśmy ogrody japońskie, w Narradera szukaliśmy w wiekowym lesie eukaliptusowym misiów koala. Szukaliśmy długo, dopadły nas muchy, ostre i suche trawy, które opanowały nasze skarpetki, widzieliśmy dwa kangury, ale koali żadnego. Poza tym las i rzeka były piękne.
Ewa prosi abym coś napisał bo ja tu jestem tylko od czarnej roboty generalnie, przynieś , kieruj , zrób obiad , posprzątaj, pozmywaj, wymyśl coś … do annałów wyprawy przejdzie co następuje: gdybym miała komentować wszystko co robisz, to bym się nie zamykała :)
Jest fajnie, jedziemy i jedziemy przez tę Australię, było sucho i mokro, zielono i niebiesko, teraz mamy trochę wszystkiego w drodze do środka, gdzie pewnie będzie i sucho i żółto. Nasz domek na kółkach spisuje się extra, czeka go jeszcze jakieś 2500km przez pustynie, ale myślę że da sobie radę. Jesteśmy już prawie jak tubylcy nawet w rozmowach na kempingu mamy wspólne tematy jako, że znamy fajne miejsca ( nawet rozumiemy już więcej niż połowę tego co do nas mówią, a to nie jest łatwe mowię wam ). Jutro dzień prania, zwiedzania i odpoczynku od kierowania, więc będę miał dużo roboty :)

Kilka zdjęć

czwartek, 5 listopada 2009

Blue Mountains and McDonald's

Long time ago when I was young and beautiful I have been told that the most exciting and the oldest things I can only find in Russia. Travelling to
USA I learned that the most exiting and the oldest things are only there. I have seen here so far e.g. the oldest rainforest and the Blue Mountains which are xxx times older than Grand Canyon. I am not sure why they call it mountains as it's a big hole in the plateau ( created almost the same way as Grand Canyon ) just with the green forest instead of rocks inside. It's called Blue Mountains as really it looks a little bit blue, people say that it's because of the oil from the eucalyptus trees grooving here. No more beaches for some time as we have just started our outback part of the trip. Japanese Gardens in the middle of nowhere ( almost desert ) today.

I love McDonald's, the only place with the free WiFi access in Austaralia! Our trip plan is based on the Mc map instead of camping book now.

środa, 4 listopada 2009

Przez centralną Nową Południowa Walię

Jedziemy sobie powoli (wszystkie ciężarówki nas wyprzedzają) przez niezaludnione wzgórza i doliny, pokryte łąkami i laskami eukaliptusowymi. Na łąkach pasą się krowy, konie i barany, a w górze, żeby było bardziej kolorowo, fruwają skrzeczące papugi. Przejeżdżamy przez leniwe wioski i miasteczka, czasem zatrzymamy się w parku na mango i orzeszki albo sałatke owocową z jogurtem. Dziś odwiedziliśmy Bathurst, Orange, Canowindrę i nocujemy w Cowra.
Miasteczka są do siebie podobne, każde ma jakiś cenny zabytek sprzed stu lat na przykład hotel, ale są bardzo zadbane i zielone. Ulice są szerokie, obsadzone wysokimi, kwitnącymi obecnie drzewami, każde miasto może poszczycić się przynajmniej jednym parkiem. Główna ulica to przeważnie aleja handlowa, z ciekawie zadaszonymi sklepami.
Jeździmy teraz od kempingu do kempingu w celu naładowania rozmaitych baterii oraz od Mc Donalda do Mc Donalda w celu połączenia się ze światem. Reszta mniej ważna. Po Mc Donaldach włóczymy się w jasny dzień, wtedy kiedy w Polsce jest noc, ale jeśli ktoś ma ochotę pogadać z nami na skype, proszę włączyć komputer i skype, odnajdziemy i zadzwonimy :)

Po drodze w "Mc Donaldzie"

Blue Mountains pożegnały nas mgłą i deszczem, mieliśmy wczoraj dużo szczęścia, spacer bo górach w słońcu jest najlepszy. Teraz jesteśmy w drodze w kierunku Broken Hills ( to dopiero za kilkanaście dni). Po drodze w Lithgow jest Mc Donald, a tu ? Free WiFi!
Jedziemy dalej w kierunku Bathurst (tam znaleziono złoto dwa wieki temu). Do usłyszenia!
Blue Mountains - photos

Blue Mountains National Park, Katoomba

Joli i Markowi bardzo dziękujemy za gościnę i towarzystwo w Sydney. Pozdrawiamy ich dwie córeczki Alę i Hanię. Ala, jak tylko zobaczymy dzikiego wallabiego , to zdjęcie natychmiast ci wyślemy. Hania, pociągnij czasem siostrę za warkocz :)
Katoomba to kolejna miejscowość na naszej drodze. Jest to centrum turystyczne w Blue Mountains National Park. Nie są to właściwie góry a raczej kanion wyrzeźbiony przez rzeki. Podobnie jak kanion Colorado, ale pokryty zielonym buszem . Po południu dolina rozbrzmiewa tysiącami dzwoneczków, to śpiewają ptaki – bellbirds. Las jest również upstrzony białymi, latającymi kropkami, to fruwają nad drzewami białe olbrzymie papugi z żółtymi czubami. Wiosna jest tu w pełni, drzewa i krzewy obsypane są kwiatami, o czym mój nos kichaniem natychmiast mnie poinformował. Muszę stąd uciekać. Spacery odbywa się tu po pionowej ścianie kanionu przez strome schody, drabinki, łańcuchy, przez wodospady i przepaście. Gdyby nie szlaki przygotowane przez ludzi, nie byłoby możliwości posmakowania tych gór. A są warte zejścia w dół - bo najpierw się schodzi, żeby potem wdrapać się z powrotem.

Jeszcze kilka zdjęć z Sydney

niedziela, 1 listopada 2009

Sydney

So we have entered New South Wales … beach on the left , beach on the right ( it’s possible here!) and much more green colours . Rain has gone, temperature is again +26-8C, blue sky , you know… Local people we’ve met so far are very friendly and helpful giving us the best advise where to stay next what to do and see. Thanks to Tony ( TTV Technical Support is everywhere ! ) we found a very nice camping in Narrabeen close to Sydney. It’s unbelievable that 20 km from the downtown we have beach, natural swimming pool, lake, wildlife and unlimited internet access. Sydney… one of the places you can visit several times for sure. We use the local ferry service from Manly to Circular Quay. To get Sydney harbour, it takes about 30 minutes and you can admire Sydney Opera House and Sydney Harbour Bridge from the sea. Town is located in something like river, delta or big fjord ( they called it dramatic coastline ) so you can find everything here, sapphire water, tropical gardens, white beaches , steep cliffs , small islands, hundreds of sailing boats and blue sky. It’s definitely one of the most beautiful harbours in the world. History is mixed with the present in one place, The Rocks Sydney’s historic centre with dinning, traditional pubs and galleries close to the modern glass tower blocks, Chinese district with the traditional open market and food… somehow it works together very well . Please have a look at the latest pictures , Sydney is beautiful, isn’t it ? Three days is not enough to discover everything here, but as I said it’s a place to come back so maybe next time.