Noc była ciężka. Iguana biegała po tarasie i hałasowała. Koguty piały o 4 nad ranem, świerszcze cykały cały czas. A lizzardy biegały po suficie i łapały komary, obiecano nam, że nie spadają w nocy z sufitu na głowę.
Backwaters to kraina wiecznej szczęśliwości i uśmiechu. Płynęliśmy canoe po kanałach rzecznych wysadzanych palmami i drzewami mango, Na brzegach domki, przy każdym domku schodki do wody a na nich kąpiące się dzieci, piorące kobitki. Główne pytanie w naszą stronę jak się nazywasz. My również zaczęliśmy pytać o ich imiona i w ten sposob nawiązała się świetna zabawa, bo oni mają ładne imiona: Chaco, Sawrija, więcej nie pamiętam. A wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha, nie wiadomo dlaczego, bo przecież bieda straszna.
Mieszkamy u przemiłego hindusa i jego rodziny, wszyscy angole wyjeżdżają stąd ze łzami w oczach. My również jutro rano wsiadamy w rykszę i jedziemy na autobus do Kochi. A dziś płynęliśmy promem do Allepey za 7 rupii czyli za 30 gr. Znowu piękna plaża. Spotkaliśmy krakowiaka, pracującego tu. Rodak na obczyźnie to skarb, dlatego zjedliśmy razem lunch. Powrót do naszego raju znowu promem trwał trzy godziny, a że wieczorem - to ciemno i robactwo chciało nas zjeść a szczególnie Pawla. Zakutaliśmy się w ręczniki jak w sari i udało się przeżyć. Do usłyszenia bo już mam dość tego iphona.
0 comments:
Prześlij komentarz