Suliki w podróży

czwartek, 22 stycznia 2015

Ola! Desde Villarrica!

Dotarliśmy ponad 600 kilometrów na południe od Santiago. Po drodze zahaczyliśmy o Matanzas nad Pacyfikiem. 



Matanzas nad Pacyfikiem

Tam zjedliśmy świeżą rybę prosto z kutra. Przekonaliśmy się do empanady, wycofaliśmy z jadłospisu pastel del choclo. Lody są smaczne. Tutejsza kuchnia przypomina kuchnię hiszpańską, czyli słabo jadalną, ale motte con huesillo jest pyszne. Owoce np. brzoskwinie i melon są za soczyste i za słodkie, awokado za dojrzale, za mięsiste i za delikatne. Dojrzałe pomidory obierają nam w restauracjach ze skórki ( halo, Iza!). Wstąpiliśmy do stolicy wina Santa Cruz, odwiedziliśmy bardzo ciekawe muzeum Colchaqua, zajechaliśmy do parku Siete Tazas w Andach, bylismy na niedzielnym kiermaszu nad największymi wodospadami w Chile Salto del Lajas. 

Salto del Laja

Zajechaliśmy do Villarrica i turystycznego Pucon. 

Wulkan Villarrica nad jeziorem Villarrica w miasteczku Villarrica

A dziś przeszliśmy piękny górski szlak w Parque Nacionales Huerquehue, Siete Lagos. Szlak bardzo ciekawy, bo po drodze kilka wodospadów, 7 szmaragdowych, górskich jeziorek i las deszczowy, pierwotny. Jesteśmy zmęczeni, ale zadowoleni. Przezornie czekamy teraz na pizzę klasyczną, popijając Cerveza Austral z owocu kaktusa Kalafate. 
Pogoda niesamowita, gorąco, ale nie za ciepło, wiatr wieje od trzech tygodni, na razie ciepły lub orzeźwiający, ale w południowej Patagonii chyba nas wywieje. Kraj jest niesamowicie zielony, krzewy róż sięgają tu nieba, jeden krzak niebieskiej hortensji wystarczyłby na cały mój ogród. Domki zbudowane z mchu i paproci są ukryte wsród drzew, krzewów i kwiatów. A nad tym wszystkim górują stożki majestatycznych, białych wulkanów i powiewają do nas dymkiem. 
Ludzie są przyjaźni, ciepli i pomocni, ale po angielsku nie mówią nawet młodzi, nawet w informacji turystycznej. Chcąc, nie chcąc, przypominamy sobie nasz hiszpański, a w praktyce wychodzi nam to nawet nieźle. 
Jutro odpoczywamy w termach, a potem przenosimy się na chwilę do Argentyny.


4 komentarze:

  1. Nareszcie :)
    Otomin czekal i czekal, wiesci zbieral skad sie da i poczta pantoflowa roznosil :)
    Niczego tak Wam nie zazdroszcze jak gor oczywiscie ...
    Melduje, ze Tadzio wyprowadza do lasku w weekendy Amberka a moze to Amberek Tadzia, Marysia pcha Helenke a Mateusz z szerokim usmiechem sie temu przyglada :)
    I znow jest pieknie, bialo !

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, Halinko, dziękujemy za wieści z domu. Śniegu nie zazdrościmy bo tu też go widzimy na wulkanach, wysoko! Pozdrawiamy mocno!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale milo Was znowu sledzic na blogu! Zyczymy wspanialych wrazen, bezpiecznych zejsc ze szczytow i dobrej pogody.
    Portret pod Salto del Laja - przecudowne zdjecie.
    Czekamy na wiecej i pozdrawiamy z zasypanej po uszy Anglii :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, Małgosiu, dziękujemy bardzo za zainteresowanie. Teraz jesteśmy już na Ziemii Ognistej, lepcie bałwana:)

    OdpowiedzUsuń