Jeśli czytelnicy myślą, że my tu tylko luzik na słoneczku i przy niebieskim niebie jak na załączonym poniżej obrazku z doliny Futaleulfú ( tak tam na szczycie to Ewa ), to wyprowadzamy z błędu, były już dwa deszczowe i zachmurzone dni.
W Parku Queulat jak widać woda w wodospadach pochodzi z chmur, a nie z lodowców, jak piszą w przewodnikach. Pięknie czyż nie ?
I jeszcze jeden dowód
Potem pojechaliśmy do doliny Futaleulfú, ale tam było słonecznie, tylko trochę chmurek przy powrocie do głównej trasy Ruta 7 ( nie koniecznie oznacza to drogę asfaltową ). Poniżej jeziorko, co ma 30 km długości ....
Jesteśmy w Chaiten, miejscowości zasypanej przez wulkan w 2008 roku, oczywiście weszliśmy na ten wulkan ( ciagle dymi ), pogoda była odpowiednia do atmosfery tego miejsca, gdzie ciągle jeszcze widać skutki kataklizmu z przed kilku lat. W dwie godzinki tam i z powrotem machnęliśmy przewyższenie 600 metrów, dostarczając wody miejscowej młodzieży na szczycie, mając nadzieję, że naszym dzieciom też ktoś odpowiedzialny czasem pomaga, na przykład w dżungli filipińskiej. Ale zaczęliśmy dzień od ,lunchu' w lokalu, należącym do dwóch starszych Pań, gotujących dla miejscowych i był to najlepszy obiad poza naszym domem na kółkach jak do tej pory. rybka Merluza a la fritta z puree ziemniaczym i Palena Marina ( taka zupa z owoców morza ). Zastanawiamy się, czy tu nie zostać na dłużej....
0 comments:
Prześlij komentarz