Suliki w podróży

czwartek, 29 października 2009

Nowa Południowa Walia

28.10.
Wybrzeże w Północnej Nowej Południowej Walii to kraina, tonąca w zieleni i plażach. Na prawo plaża na lewo plaża ( jest to tu możliwe ) i wszystkie dzikie nawet te koło autrostrady. Przez dwa dni brakowało nam bardzo słońca. Deszcz chciał nas zatopić, ale dziś się rozjaśniło. Odwiedziliśmy Dorrigo National Park. Po dwóch dniach zwykłego deszczu droga do parku wyglądała jak po kilku dniach tropikalnej ulewy. Lasy stały w jeziorach. A wodospady nareszcie pokazały co potrafią. Dziś dotarliśmy do North Haven, trochę na południe od Port Macquarie. Mała mieścina nad zalewem, gdzie wędkarze namiętnie próbują łowić ryby na krewetki, ptaki takie jak mewy, czarne nurki, pelikany polują na ryby, delfiny połykają ryby, a przy okazji tańczą w wodzie. Wszystko dzieje się przed zapadnięciem zmierzchu. Trzeba się najeść zanim zajdzie słońce. Bo jeszcze należy wyczyścić piórka i wysuszyć skrzydła na słońcu. A na kampingu papugi z różowymi brzuszkami dokazują na drzewach, te zielone z niebieskimi główkami sprawdzają co mamy na talerzach, a ptaszki z żółtymi oczkami czekają na dobry kąsek. Najpiękniejsze są kukaburki. Są to ptaki wielkości naszej sroki, ale z dużymi głowami, mocnymi dziobami, mają białe brzuszki i szare skrzydła. Są gdzieś na naszych zdjęciach z poprzednich dni. Te ptaki lubią mięso, są spokojne, niestrachliwe i delikatne. Ludzie się z nimi zaprzyjaźniają, ale pozostają dzikie. Dziś widzieliśmy jak mała dziewczynka w różowej sukience karmiła tego ptaka na balkonie. On siedział spokojnie na poręczy, a ona dawała mu smaczne kąski. Australia to ptaki.
Australijczycy to przyjaźni i pomocni ludzie. Załapaliśmy się na imprezę kempingową, pogadaliśmy z tubylcami o aborygenach, dostaliśmy kilka cennych informacji o ciekawych miejscach po drodze i na koniec dostaliśmy butelkę wina marki wino ale z ich rodzinnych stron. Powiedzieli żeby w gości z nim nie iść, ale wypić się dało oczywiście poza ‘alkohol free zone’ … tych ostatnich jest chyba więcej niż Internet Access Points. Generalnie jest cool.
29.10
Dotarliśmy nad jezioro Macquire. Tak naprawdę to z jednej strony drogi jest jezioro z drugiej morze, jak jest przypływ to morze daje wodę jezioru przy odpływie jezioro oddaje co dostało. Tak blisko Sydney, największego miasta Australii, a tak pięknie i dziko. Pas wybrzeża nad oceanem pozostaje wolny od zabudowań. Oglądaliśmy kilka domów z widokiem na morze ( tu chyba wszystkie domy mogą mieć widok na morze ) ale jakoś nie mogliśmy się zdecydować , chyba jednak będziemy dalej mieszkać w naszym domku na kółkach. Jutro Sydney.

1 komentarz:

  1. przezyliscie dwa dni bez slonca ...
    a my tutaj co mamy poczac ?
    czemu nie zabraliscie nas z soba :(

    OdpowiedzUsuń