Niestety z internetem jest ciężko, może dlatego, że omijamy miejsca typowo turystyczne. Na przykład w Airlie Beach, tam gdzie jest dużo ludzi nasz wszędobylski Mc Donalds udostępnia internet za darmo, przy stolikach, jedząc hamburgery ludzie korzystają z WiFi. W kafejkach internetowych trzeba zapłacić 5 dolarów za pół godziny czyli prawie 15 zł. A prędkość tego netu nie jest najlepsza niestety. Z tego też powodu będziemy zmuszeni do kupienia przewodnika po Australii, gdyż moje wszystkie linki do pięknych stron informacyjnych wymagają dużo czasu.
Dziobaki w Eungella były słodkie, widoki równie bajeczne jak w Kalifornii ( trzeba się trocę ruszyć znad jeziora Tahoe, żeby docenić resztę świata :)). W czasie następnych kilku dni byliśmy wspaniale goszczeni przez znajomych naszych rodziców w Yeppoon, miasteczko urokliwe, położone na wzgórzach z pięknymi widokami na ocean. Sypialnia z prawdziwego zdarzenia, osobista łazienka, pyszne pierożki, morskie przysmaki, szampan, wino i można tak do końca świata.
Ale ruszyliśmy dalej, strefę tropikalną już opuściliśmy i trochę nam się nie podoba, że już nie jest tak ciepło. Zwrotnik koziorożca przekroczyliśmy w Rockhampton. W Harvey Bay wybraliśmy się na Whale watching czyli obserwację wielorybów. Wielorybie mamy (Humpback whales) wraz z młodymi baraszkują obecnie w ciepłych wodach blisko Fraser Island, zanim popłyną daleko na południe. Jest coś niesamowicie przyjemnego w przyglądaniu się tym potężnym cielskom (chociaż te akurat nie są największe, bo osiągają jedynie 14 metrów). Wieloryby nie uciekają, są ciekawe i chętnie krążą wokół łodzi , skacząc, pokazując brzuchy, machając płetwami i ogonami.
Great Sandy National Park jest przepiękny. Klify z różnokolorowych piasków spadają do oceanu na szerokości co najmniej kilku kilometrów. Tu udały nam się zdjęcia, bo nie zwierzęta były obiektem. Cudne zatoki, białe bezludne plaże po których jeździ się samochodami z napędem na cztery koła mogłyby znajdować się nieco bliżej Europy. Wpiszcie w Google „Great Sandy Strait”, a na pewno będzie można zobaczyć wiele pięknych zdjęć z lotu ptaka.
Odwiedziliśmy również Tin Can Bay, spokojną piękną miejscowość , gdzie można karmić z ręki delfiny. 30 lat temu przy pomoście pojawiła się delfinka , którą nazwano Scarry z synem Mystique. Od nich zaczęło się karmienie dzikich delfinów. Scarry nie widziano od 2003 roku, ale Mystique ze swoją panią delfinką przybywał jeszcze nie dawno. Teraz codziennie rano pojawia się Mystique z synem. Delfiny przypływają około 7 rano, karmienie jest dokładnie o 8, a wcześniej przez godzinę podpływają do ludzi stojących w wodzie i baraszkują, czekając na rybki. W okolicy krąży również ich stado oraz pelikany, które też mają nadzieję na łatwy łup. Delfinów nie wolno dotykać, bo są dzikie, to one decydują do kogo się zbliżą.
Teraz jesteśmy gdzieś w okolicy Glass Mountain National Park i jutro wybieramy się w baaardzo wysokie góry .
wtorek, 20 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O rety, trudny wybor - Mc Donald i bezplatny internet czy zdrowe odzywianie i koszty :) Ja bym chyba oszukiwala i mala porcje frytek zamawiala ...
OdpowiedzUsuńPo obejrzeniu misiów koala postanowiłem, że jutro jadę do ZOO. Tylko czy w Oliwie też je karmią listkami eukaliptusa? I czy mają takie śliczne miśki? J.
OdpowiedzUsuń