Suliki w podróży

środa, 19 października 2016

Morze Czarne...

Wschód jest dziki i dlatego piękny. W oddali pasterze wypasają owce i kozy, nomadzi mieszkają w plastikowych namiotach, karawany na koniach przemierzają udeptane ścieżki. Mijamy kolejne posterunki kontrolne i przez wysokie góry zmierzamy w kierunku wybrzeża. Na odpoczynek zatrzymujemy się w miasteczku  Bayburt.  Stoimy na parkingu u podnórza starych fortyfikacji, królujących nad miastem. W nocy był mróz, bo wszystko oszronione, ale nasze grzanie działa bezbłędnie.

Gdzieś po drodze


Stary Bayburt o świcie, to białe na daszkach to szron, ciągle jesteśmy na wysokości 1600mnpm.


Przed wybrzeżem zaliczamy jeszcze  monastyr Sumela położony wysoko w górach, przyklejony do ściany zbocza, a założony przez dwóch mnichów w lV w. Niestety klasztor jest w renowacji od kilku lat, która potrwa jeszcze kilka lat i możemy go sobie tylko pooglądać z zewnątrz. Warto bylo tu zajrzeć.


Jesteśmy na wybrzeżu i to by było w zasadzie na tyle o tym wybrzeżu :) Przejechaliśmy kilkaset kilometrów od Trabzon do Sinop i linia brzegowa wygląda następująco:
- morze oddzielone od stromego brzegu ostrogami kamiennymi w celu rozbijania fal
- chodnik wzdłuż morza, jeśli tylko się da;
- dwa pasy drogi w kierunku Stambułu;
- metalowa barierka oddzielająca;
- dwa pasy drogi w kierunku Trabzon;
- koszmarna zabudowa lokalna;
- od czasu do czasu wysypiska śmieci pomiędzy chodnikiem a morzem;

No cóż nie nasze klimaty, a ponieważ mamy front deszczowo/zimny kierujemy się na Stambuł. 

Tu nawet usypano drogę w morzu, ale to jeden z ładniejszych fragmentów, bo nie zabudowany.


W Trabzonie byliśmy w meczecie przerobionym z kościółka prawosławnego. Na kopule kościoła piękne malowidła sakralne, osłonięte od wewnątrz metalowym dachem od części modlitewnej meczetu. Muzułmanie modlący się, nie powinni patrzeć na innego Boga. Do tego minaret w latarni morskiej ....



0 comments:

Prześlij komentarz