Suliki w podróży

czwartek, 13 października 2016

W Kurdystanie

We wtorek  przejechaliśmy ponad 500 kilometrów wschodniej Anatolii od Nemrut Dagi National Park do miasta Tatvan, położonego nad bezodpływowym jeziorem Van. Równina położona wysoko na ponad 1500-set mnpm, spalona słońcem szczególnie teraz jesienią jest dość monotonna. Znowu świetna droga prowadzi szybko do celu. Tu nie ma już wielu restauracji, są za to patrole policyjne i wojskowe, zatrzymują nas raczej z ciekawości, witają i żegnają z uśmiechem. Im dalej na wschód, tym więcej szeroko otwartych czarnych oczu, zdziwionych twarzy, dźwięków klaksonów, pozdrawiających nas kierowców. Do Tatvan dojechaliśmy późno, i gdy okazało się, że nie ma już czasu na szukanie miejsca na postój, weszliśmy na podwórko jednego z domów nad jeziorem. I tu dostaliśmy nocleg wraz z kolacją i śniadaniem. Okazało się, że zawitaliśmy do domu rodziny kurdyjskiej. Laleczka Helenki zniknęła w rączkach małej kurdyjskiej dziewczynki, bransoletka Helenki w raczkach drugiej dziewczynki, a nasz najlepszy smakołyk, chałwa na kurdyjskim stole. Gdyby nie trudności językowe dyskusja rozwinęła by się niebezpiecznie, ale tak, zostaliśmy tylko powiadomieni, że jesteśmy teraz w Kurdystanie, a nie Turcji :) Kurdowie są bardzo gościnnymi i ciepłymi gospodarzami, a szczególnie Kurdyjki.

W drodze nad zalewem na Eufracie


W gościnie

Porozumienie kurdyjsko-polskie


Śniadanko

Na jeziorze Van, na małej  wysepce Akdamar stoi kościółek ormiański z X wieku


Pozdrawiamy z bajkowej krainy








1 komentarz: